Kilka tygodni temu, w naszym nowopowstałym właśnie roku, zupełnie przypadkowo wróciłam myślami do lata 1996 roku. A w zasadzie do jednego, pięknego dnia – 23 sierpnia. Warszawa – Stadion Gwardii – właśnie ma spełnić się jedno z moich wielkich marzeń! Pamiętam siebie i moją przyjaciółkę jak siedzimy na trybunach w ogromnym napięciu czekając, aż na scenę wyjdzie ona: magiczna Tina Turner
Emocje ogromne, chwile wzruszenia, niezwykłej radości, szalonej, wyzwolonej energii i odrobina smutku, żalu z tego, że wspaniałe chwile niezmiernie szybko gasną i nie ma sposobu, żeby je zatrzymać… Wspominając ten koncert parę lat później stwierdziłyśmy, że to był dla nas taki ostatni radosny i pełen fantazji rok. Nie, żeby kolejne obfitowały w jakieś tragiczne wydarzenia, absolutnie nie, ale wkraczałyśmy właśnie w dorosłość, zaczęły pojawiać się obowiązki, czasami niepowodzenia, rozterki i zaczęłyśmy chyba zatracać tę cząstkę dzieciństwa, która sprawiała, że potrafiłyśmy cieszyć się z małych, nieistotnych rzeczy, biegać z głową w chmurach, myśleć o niebieskich migdałach i szukać sensu w każdym dniu poprzez spontaniczną reakcję na otaczający nas świat 🙂 Każdy kolejny rok przybliżał nas do dorosłości, dokładał obowiązków i kierunkował nasze myślenie na takie tory, które mimo pozytywnych zdarzeń zaistniałych w naszym życiu nie poruszały w nas już tych wysokich tonów szczerej i niczym nie zmąconej radości. A przecież kiedyś… wcześniej… zwykłe, mile słowa bliskiej osoby potrafiły sprawić, że wracając po spotkaniu do domu z wiatrem we włosach płynęłam jak na strunach promieni niezwykle barwnej tęczy 🙂 Teraz albo nie ma już takich chwil, albo pojawiają się niezmiernie rzadko. Uznałyśmy więc ostatecznie, że tak być musi godząc się jednocześnie z tym, że rok 1996 był ostatnim magicznym w naszym życiu i teraz to już tylko szara rzeczywistość nam pozostała… no może z małymi przebłyskami radosnych wyjątków.
Oczywiście kolejne lata obfitowały w całkiem fajne wydarzenia i wiele się działo w moim życiu. W roku 2000 udało nam się nawet (mnie i mojej przyjaciółce) po raz kolejny szaleć na koncercie Tiny, tym razem w Sopocie, ale nie pamiętam, żeby jakieś specjalnie, mocne emocje towarzyszyły temu wydarzeniu. Owszem, było fajnie, ale nic poza tym.
Całe moje życie to jeden wielki ciąg wydarzeń, ciągle gdzieś byłam, coś robiłam, kombinowałam, wymyślałam, zmieniałam, ulepszałam… nie potrafiłam siedzieć bezczynnie. Przynosiło to wiele nowych doświadczeń, umiejętności, dawało mnóstwo wspomnień. Wciąż czegoś szukałam, nie potrafiłam usiedzieć na miejscu, czekałam aż coś się wydarzy i ciągle do czegoś dążyłam. Tak precyzyjnie byłam w to wszystko zaangażowana, że zdarzało mi się nie zauważać tego co istotne, piękne, mądre lub magiczne w danej chwili. Biegłam przez życie tak szybko, że nie widziałam otaczającego mnie szczęścia. Cudowne chwile umykały między palcami, a ja pędziłam na oślep w pogoni za czymś czego nie potrafiłam nawet zwizualizować. Dlatego te wszystkie lata były dla mnie takie normalne, zwykłe, przemijały bez oczekiwanych fanfarów i fajerwerków. Nie miałam nawet czasu na podsumowanie tego i odnalezienie tych cudownych, magicznych chwil, które w tym czasie miały miejsce…
Teraz trochę zwolniłam… przyglądam się uważnie każdemu momentowi jakby był ostatni, realizuję swoje marzenia i cieszę się każdą nawet najmniejszą drobnostką :-). Szukam pozytywnych ludzi i emocji, czynności i działań, które sprawiają, że czuję się silniejsza, mądrzejsza, zdrowsza i radośniejsza!
Powrót myślami do roku 1996 i wydarzeń z tamtego okresu nasunął mi pewien trop! Przecież nie może tak być, ze rok 1996 będę pamiętała jako ostatni fantastyczny rok!!! Minęło 20 lat od tej pory i tyle jeszcze ciekawych i wspaniałych rzeczy przede mną!
Dlatego postanowiłam: święcie, oficjalnie i niezaprzeczalnie: 2016 rok to będzie świetny rok! Koniec i kropka. Zaplute, zamazane! 🙂
I nie dlatego, że nagle stanę się mistrzem świata w kickboxingu, nie dlatego, że przepłynę ocean kajakiem, napiszę bestseller czy wygram 30 milionów w totka. Można dokonać tego wszystkiego, a i tak być przez całe życie nieszczęśliwym. Znam takie przypadki…. To będzie fantastyczny rok, bo świadomie będę realizowała swój plan oparty na uśmiechu i szczęśliwych magicznych chwilach. Bo niepowodzenia i trudne chwile postaram się traktować jako kolejne doświadczenie, które w konsekwencji ma przeistoczyć się w pozytywne zakończenie. Bo cierpliwie będę obserwować jak pozytywne nastawienie i wiara pozwala realizować nawet najbardziej nieziemskie plany i wyznaczać kolejne cele, które nas motywują do działania i osiągania rzeczy nieosiągalnych. A wszystko to jest możliwe, bo mam tak wiele, bo każdego ranka budzę się i mogę stwierdzić, że:
- Jestem zdrowa na ciele i umyśle, mam dwie nogi, dwie ręce, mogę chodzić i pracować. Mogę BIEGAĆ!!!!
- Mam rodzinę i przyjaciół, którzy mnie wspierają, akceptują moje dziwaczne ja i wiem, że zawsze mogę na nich liczyć,
- Mam fantastyczną, mądrą, empatyczną i sprytną córkę, której coś się w życiu chce!! Tak, tak, zawsze powtarzałam, że za sukces wychowawczy przyznaję order rodzicom, którzy mają na stanie nastolatka, któremu coś się w życiu chce i nie ma to związku z telefonem, tabletem, komputerem, telewizorem, x-boxem, ani innym urządzeniem elektronicznym. Mojej córce zawsze się wszystko chce, nawet jakby jej się miało nie chcieć, to jej się chce, nawet jakbym ja czasami chciała, żeby jej się nie chciało, to też jej się chce 🙂 Uważam to za mój osobisty sukces wychowawczy!
- Mam pracę, którą lubię i w której się realizuję. Nauczyłam się już, że nie muszę pracować 16 godzin na dobę i na każde wakacje zabierać komputer, żeby się nic nie „wysypało”,
- Mam pasję, która daje mi siłę i sprawia, że zapominam o kłopotach, która pozwala się oderwać od codzienności i porządkuje w głowie moje tematy,
- Mam plany co do wielu spraw, tych istotnych i tych mniej istotnych i potrafię się zmobilizować, żeby je realizować,
- Mogę czasami zafundować sobie małą przyjemność za zrealizowany cel, albo chociaż za to, że próbowałam go osiągnąć 🙂
- Mam mnóstwo osób, którym lubię pomagać w każdy możliwy sposób, a to sprawia, że jestem szczęśliwa,
- Mój kot coraz bardziej mnie lubi i nie obchodzi 3 metry dookoła, a czasami nawet ze swej dobrotliwości sam przyjdzie się do mnie pogłaskać,
- Jakimś dziwnym trafem kwiaty u mnie w domu zawsze cudnie kwitną, chociaż robię wszystko, żeby je zasuszyć,
- Wiosną w ogródku trawa jest cudnie zielona i mogę odpocząć w hamaku,
- Mogę pozwolić sobie czasami na mały wypad za miasto, trochę dalej w Polskę lub jeszcze ciut dalej. Podróże mnie inspirują, napędzają do działania i dostarczają wielu nieziemskich wspomnień,
- Telefony są teraz takie sprytne, że mam tam wszystko przy sobieJ, czego zazwyczaj brakowało mi poza domem,
- Moja siostra ciągle mi „coś kazywuje” i nawet jak nie mam siły na trening to i tak muszę za nią biec, a ona nie krzyczy, chociaż okropnie czasami marudzę i dzięki niej mam coraz lepszą kondycję,
- Kocham słońce i energię, która z niego płynie, a przebywanie na słońcu przecież nic nie kosztuje,
- Przebiegłam maraton, nawet dwa, a teraz trenuję do trzeciego, a kiedyś po dwóch przebiegniętych w żółwim tempie kilometrach umierałam ze zmęczenia, nie oddychałam i z czerwoną, spoconą twarzą i ledwie stałam na nogach…, czyli jednak się da 🙂 …
To niekończąca się lista … mogłabym wymieniać i wymieniać. Oczywiście – jest też mnóstwo rzeczy, których nie mam. Część z nich nigdy nie będą miała, nad częścią oczywiście popracuję 🙂 Akceptuję to czego nie mam, nie zajmuję się tym i już, znam swoje mocne i słabe strony, cieszę się z tego co mam i dążę do poszukiwania coraz lepszych aspektów samej siebie.
A Wy? Ile macie takich rzeczy, które możecie wpisać na listę?
Ja mam np. zajebista siostre, ktora swietnie pisze :*