21:30 – bliżej nieokreślony dzień, może być każdy… wieje, leje – zimno i źle. Stoję pod stajnią i czekam. Odmeldowałam córce, że już jestem, ale to oczywiście niewiele dla niej znaczy. Poczekam jak zawsze, bo przecież cały dzień w stajni nie wystarczy, trzeba jeszcze trochę tam pobyć, odsiedzieć swoje, dopilnować nie wiem czego, uściskać przyjaciółki i zajrzeć w oczy czworonożnemu stworzeniu na pożegnanie. Chyba do końca nie pojmuję… co skłania nastolatki, żeby z takim zapałem spędzały wiele godzin w stajni. Co one tam robią przez tyle godzin? Przez 5 albo 6 dni w tygodniu?
Sama byłam kiedyś nastolatką, chociaż coraz trudniej mi sobie przypomnieć co wtedy myślałam. Ale pamiętam jak z ogromną pasją grałam w siatkówkę. Odbijałam wszędzie, zawsze i prawie wszystkim co w swoim kształcie przypominało piłkę. Ale konie, stajnia, różne – czasami skrajne warunki pogodowe, brudne boksy… czego tam szukają młodzi ludzie, co odnajdują, co sprawia, że spędzają długie godziny wśród tych pięknych, płochliwych istot?
Miałam ostatnio okazję spędzić sporo czasu z moją córką i jej koleżankami, które również jeżdżą konno. Zaczęłam więc dopytywać o to co nimi kieruje i skąd się ta pasja wzięła, bo bardzo chciałam poznać ich świat. Niełatwo rozmawia się z nastolatkami. Spoko, nie, tak, nie wiem, nuda, fajnie – to najczęściej padające odpowiedzi 🙂 Ale powoli, powoli zaczęły coś opowiadać… przy okazji zobaczyłam tyle fajnych fotek z końskiego świata z ich udziałem, że aż byłam w szoku, że tak udało nam się głęboko wejść w temat. Słuchałam tych trzech młodych kobiet i sama nie mogłam uwierzyć ile w nich zapału i młodzieńczej afirmacji – oczywiście w końskim temacie…
Są zakręcone, zaaferowanie, zafascynowane i kiedy zadaję kolejne pytania chętnie mówią o swoich odczuciach. W międzyczasie ekscytują się wspomnieniami, co chwilę któraś z nich rzuca: a pamiętasz na rajdzie…, a pamiętasz jak jechałyśmy…, a pamiętasz ten trening…!!!
Dowiedziałam się, że jazda konna to radość, wolność i spełnienie, ale też odpowiedzialność i ciężka praca.
Ale od początku… skąd się wzięła pasja? Zuzu mówi, że film animowany „Merida waleczna” był dla niej bodźcem. Chciała jeździć konno jak główna, rudowłosa bohaterka. Karla chciała to co Zuzu 🙂 , a Katina, która jako mała dziewczynka uwielbiała się bawić kucykami, zobaczyła kiedyś napis: stajnia – jazda konna i stwierdziła, że chce spróbować.
Same chciały, same wybrały, nikt im niczego nie narzucał, nie proponował, nie namawiał, nie mówił, że to będzie dla nich dobre. Ale wiem też, że nikt ich nie zniechęcał, nie mówił, że to niebezpieczny sport, nie „napychał” głów przykładami strasznych wypadków z udziałem koni, o sytuacjach skrajnie nacechowanych negatywnymi konsekwencjami. Nikt nie straszył, nie budował w nich poczucia lęku, nie przedstawiał katastroficznych wizji. Tylko wspierał… Ten Ktoś /różny to był Ktoś u każdej z nich 🙂 / pomagał w logistyce i obserwował jak się sytuacja rozwija. A rozwinęła się, nawet bardziej niż mogliśmy się tego spodziewać.
I tak sobie rozmawiałyśmy… Miałam przed sobą trzy nastolatki, które większość swojego wolnego czasu spędzają w stajni. To wielka frajda, ale też ogromne wyrzeczenie.
– Koleżanki nasze, które nie jeżdżą – one tego nie rozumieją – nie rozumieją, że my jedziemy do tej stajni nie tylko dla przyjemności. Jak opiekujesz się koniem to jesteś za niego odpowiedzialna. Musisz o niego zadbać, wylonżować, wyczyścić, czasami nakarmić. Nie tylko jeździć. Musisz z nim trenować, pracować nad poprawą umiejętności swoich i jego. Nie masz wtedy czasu dla przyjaciół, którzy nie jeżdżą. Nie wychodzisz po szkole na lody czy poszlajać się gdzieś w okolicy….
– W stajni jesteśmy „kimś”, mamy swoją paczkę, rozumiemy się, mówimy tym samym językiem, łapiemy szybko, co myśli ta druga… W stajni znalazłyśmy swoje przyjaciółki, stworzyłyśmy team, spędzamy ze sobą dużo czasu, wspieramy się i pomagamy sobie.
– Ale przecież nie zawsze jest tak kolorowo, bo wiesz, czasami masz tego konia dość. Z koniem trzeba długo pracować, żeby osiągnąć jakieś efekty, a wydaje Ci się, że nie dasz już rady. Ale i tak go kochasz i nie zamieniłabyś na żadnego innego. Mamy swój mały, inny świat, nie taki do końca rzeczywisty, ale my go ogarniamy…
– Jezu ciocia… tego się nie da tak opowiedzieć…. To trzeba przeżyć!! 🙂 jak mam w szkole przerąbane, albo coś mi nie wychodzi to jadę do stajni, wsiadam na konia i zapominam o wszystkim, nie myślę wtedy, na chwilę wyłączam się z życia…
– No pewnie, że jest ciężko czasami. Jak jesteś na rajdzie i leje od rana, zimno, nie chcesz stopy wysunąć nawet poza pokój, ale wsiadasz na tego konia. Jedziemy. Gubimy trasę. Jesteśmy całe mokre, wszystko jest mokre. Głodne. Z jednej strony to okropne, a z drugiej przecież nie ma odwrotu. I co na drugi dzień? Myślisz, że nie chcesz, ale znowu wsiadasz i znowu jedziesz – cała mokra 🙂 Bo mimo tego, że wiesz, że będzie trudno to i tak chcesz jechać
– Uczymy się wytrwałości, determinacji, cierpliwości i odwagi. Potem nam się to chyba przyda w życiu
A jak nie jazda konna to co?
– Próbowałyśmy w życiu różnych rzeczy: pływanie, balet, sprawność, harcerstwo, gitara, pianino, ale to się szybko znudziło. Nie było z tego funu. A jazda konna jest inna. Nigdy nie ma tego samego, nie da się do końca przewidzieć jak się koń zachowa.
A jak nie konie to co?
Chyba nic… może montowanie filmów, ale to co innego.
No i cudne to przecież 🙂 Urocze i energetyczne! Patrzę na to z podziwem i uznaniem dla wytrwałości i odpowiedzialności. I chociaż niejeden raz mówiłam sobie, że nigdy więcej, że ostatni raz, że już nie będę /a zdarza mi się być szoferem Karli 5 razy w tygodniu na trasie szkoła – stajnia – dom, niejednokrotnie „obracając” więcej niż raz, bo „różne okoliczności przyrody” sprawiają, że zapomina się zabrać niezbędne rzeczy/ wciąż kursuję na tej trasie 🙂 Przyglądam się sukcesom i porażkom. Pędzę przez pół miasta, w korkach, bo weterynarz dla konia natychmiast, tu i teraz. Kupuję kolejne czapraki, bryczesy, jakieś sznurki do lonżowania, wodze, wędzidła i inne rzeczy, których nazw nie zapamiętałam i nawet nie wiem do czego te rzeczy służą. A i tak wiem, że jak zapytam co by chciała dostać na Gwiazdkę to usłyszę coś w stylu: nowe owijki, siodło albo czaprak dla Oliwii. Zamawiam jakieś przyczepy na wyjazdy na obozy razem z koniem, w bagażniku mam 20 kg soli w „klocku” do lizania dla koni, a w niedzielę zamiast obijać się rano w fotelu popijając aromatyczną kawę… jestem w drodze do stajni.
I dobrze.. Kocham je za to, że takie właśnie są 🙂
A co one tam robią??? Teraz już to wiem…
Zobaczcie sami 🙂 Zuzu zgodziła się, żebym wstawiła na stronę jej filmiki
Dziękuję Wam dziewczyny za przemiłą rozmowę i zgodę na udostępnienie wszystkich materiałów na stronie Jolmosi