Miałam niecałe 3 lata kiedy w sierpniu 1980 roku wyjechałam z Rodzicami nad morze do Władysławowa. Niewiele pamiętam z tego okresu, kilka zdarzeń z opowieści Mamy czy Taty… ale dokładnie pamiętam jedną fotografię, a w zasadzie moje emocje z nią związane. Po powrocie z wakacji Tato wywołał zdjęcia, Mama, perfekcyjnie jak zawsze, umieściła je w albumie. Uwielbiałam przeglądać albumy kiedy byłam mała, do tej pory bardzo to lubię. Robiłam to więc dość często. Moją uwagę przykuwała zawsze jedna fotografia.
Stoję sama na plaży. Nie ma obok mnie nikogo – tak to widzę jako mała, 3-4 letnia dziewczynka. Widzę siebie, plażę, morze, horyzont i …. nikogo bliskiego. Nie potrafię pojąć w moim małym, dziecięcym rozumku co się stało. Dlaczego Rodzice zostawili mnie samą na plaży? Jak trafiłam do hotelu? Kto mi pomógł? Nie rozumiem tego, że przecież cały czas ktoś ze mną był, że przecież ktoś trzymał aparat, żeby zrobić zdjęcie. Jestem zbyt mała, żeby sobie to wytłumaczyć. Moje postrzeganie rzeczywistości ogranicza się do obrazu, na którym jestem sama, a niedorosła wyobraźnia nie sięga poza ramy fotografii…. Otwierałam ten album wiele razy, wpatrywałam się w siebie, jak stoję samotnie ze spuszczoną głową i było mi smutno. Miałam 4 lata i to był mój ogromy, życiowy i podstawowy problem. Nie potrafiłam sobie z nim poradzić, bo wtedy nie znałam na to sposobu. Teraz jestem dużą dziewczynką 🙂 i doskonale wiem, że wystarczyło zadać pytanie Mamie, czemu jestem sama na fotografii – takie to proste. Nigdy jednak tego nie zrobiłam…
Jako dorosłe osobniki z gatunku homo sapiens mamy dużo bardziej rozwinięte możliwości poznawcze, interpretacyjne, analityczne i decyzyjne niż czteroletnie dzieci. Zdobyta wiedza i umiejętności w normalnych warunkach w zasadzie powinny pozwolić nam na precyzyjną ocenę sytuacji i podjęcie odpowiednich działań naprawczych. Proste? Proste.
Z moich obserwacji wynika jednak, że wielu z nas pozostaje na etapie wpatrywania się w fotografię… Bez celu, bez chęci i bez pomysłu na to, w którym kierunku podążać…
Kiedy wpadł mi do głowy pomysł, żeby napisać parę słów o podejściu do problemów zaczęłam się zastanawiać z czego wynika nasza częsta niemoc poradzenia sobie z prostymi niejednokrotnie tematami. Znalazłam wtedy definicję słowa PROBLEM /PWN/: „trudna sytuacja, z której należy znaleźć jakieś wyjście, poważna sprawa, która wymaga przemyślenia i rozstrzygnięcia”. Rozebrałam definicję na czynniki pierwsze i z łatwością postawiłam dwie tezy do udowodnienia 🙂
- Zbyt często sami kreujemy „problemy” w swojej głowie, sytuacje, które nie są „problemami”, potem doprowadzamy do ich faktycznego zaistnienia i brniemy dalej, w swojej niemocy komplikując sprawę jeszcze bardziej,
- Nie szukamy rozwiązania tylko „mielimy” wciąż na nowo ten sam temat oczekując, że sam się rozwiąże, albo nieodpowiednio umiejscawiamy w czasie to co nas spotyka, bardzo często martwiąc się na zapas
Znowu takie proste, że aż niemożliwe 🙂 A jednak… odnosząc się do definicji, którą posłużyłam się powyżej, problemem jest sytuacja trudna czy poważna sprawa. I oczywiście takie też w życiu nas spotykają. Są związane z naszymi ograniczeniami, zdrowiem, stratą bliskiej osoby… I tutaj ciężko mówić o wyolbrzymianiu czy łatwym rozwiązaniu… nie o tym jest ten artykuł. Nie o sytuacjach, na które nie mamy wpływu – takie jak ciężka choroba czy śmierć. Poradzenie sobie z takim tematem jest indywidualną sprawą każdego z nas, każdy powinien znaleźć odpowiedni czas i sposób na poszukanie równowagi. Tutaj chodzi o sytuacje, które możemy zdefiniować, ogarnąć i chociaż często wydaje nam się, że są nierozwiązywalne – doskonale sobie z nimi poradzić, bo wcale nie jest tak jak myślimy, że jest 🙂 Zazwyczaj jednak zdarza się tak, że nasze problemy urastają do niebotycznych rozmiarów. Są największe, najpoważniejsze, okrutnie uciążliwe i nie do pokonania – bo są nasze…
Ale może rozbierzemy ja na czynniki pierwsze i wyjdziemy z labiryntu na prostą, docelową ścieżkę 🙂
Jakiś czas temu to już było… bliżej nieokreślony dzień, pora dnia czy roku.. Wchodzę do pokoju mojej córki. Siedzi i płacze rzewnymi łzami, ogromna bezsilność w zapłakanych oczach… Rozglądam się wokoło, w zasadzie nie wiadomo czemu szukając powodów jej rozpaczy… Kilka razy pytam co się stało. Chlipiąc okropnie, przerywanym głosem odpowiada: „Bo mój kot umrze za jakieś 13 lat… buuuuuuu”…
Siadam, a w zasadzie osuwam się na krzesło obok niej, trochę z poczuciem ulgi, trochę z matczynej niemocy. W pierwszym odruchu, patrząc w jej zapłakane oczy w duchu złoszczę się na siebie, że dałam się namówić na kupno tego sierściucha i teraz moje kochane dziecko przez niego płacze! Szybko ganię się jednak w myślach, Edward jest przecież fantastycznym przyjacielem, nie moim oczywiście, ale zawsze przyjacielem… 🙂 Przytulam i tłumaczę… że czas, że życie, że nie dzisiaj, że radość, że tu i teraz….
Fantastyczna wrażliwość! Cudownie patrzeć na empatyczne odruchy własnych dzieci. Wykreowała w głowie problem, który stał się realny i dotykalny w dniu dzisiejszym…
Jak często sami tak robimy? Jak często w obawie przed tym co będzie jutro bijemy się z myślami i trapimy już teraz. Kierujemy myślami tak, że przed naszymi oczami ukazują się praktycznie same negatywne obrazy naszej przyszłości. Zmartwieni nie potrafimy trzeźwo popatrzeć i cieszyć się tym, co mamy teraz. To tak samo niepoważne i nielogiczne jak to, że w życiu najbardziej się boimy tego, że kiedyś będziemy się bać!
Telefon. Dzwonię do koleżanki. Odbiera po dwóch sygnałach. Już po pierwszym zdaniu orientuję się, że coś nie gra… Rzuca szybkie: oddzwonię za chwilę – i cisza w słuchawce. Super! Normalnie bym się mogła zezłościć nawet 🙂 ale tak brzmiała, że mi to nie przyszło do głowy. Rzeczywiście oddzwania za chwilę.
– Stało się coś?
– Nic…
– No przecież słyszę, że się stało…
– Aaaaa, bo się z mężem pokłóciłam, bo bez sensu wszystko! Mam doła teraz, nie chce mi się iść do pracy, nie mam siły, ubrudziłam spodnie i musiałam przebrać i się teraz spóźnię! Bo on zawsze taki jest, bo się z nim nie da, bo nigdy nie przeprosi, bo uparty, nie spałam pół nocy… głowa mnie boli teraz strasznie!
– A o co się pokłóciłaś? – przerywam, bo sama przecież nie skończy jęczeć…
– O sok! Bo wiesz… /bla bla bla/
– No oczywiście, o sok… to ważny strategiczny powód. Źle Ci z tym, że się gniewacie na siebie?
– Pewnie, że źle!
– To zadzwoń i mu to powiedz, albo napisz!
– No na pewno! To była nasza wspólna wina… on mnie nigdy nie przeprasza… zawsze tak jest, że to ja muszę pierwsza, a przecież tak nie może być, on potem nie doceni…. /bla bla bla/
– Ale przecież to Tobie z tym źle. Nie pyszcz już tylko napisz! Ale nie pisz co źle zrobił i dlaczego i co Ty i dlaczego. Napisz, że jest Ci przykro, że tak się stało i że Ci z tym źle.
– Zobaczysz, że nie odpisze. Na pewno mnie nie przeprosi!
Rozłączyłam się, a po chwili odbieram telefon. Rozpromieniony głos w słuchawce:
– Napisał, że jemu też jest przykro!
Cudownie! Zaczynamy dzień od nowa! 🙂
Krynica. Mały hotel pod lasem. Cudowne, klimatyczne miejsce. Spędzam tam czasami weekendy kiedy chcę na moment uciec od codzienności, pobiegać po górach i naładować baterię 🙂 Fantastyczna kuchnia, panie zawsze dbają o moją dietę, zaskakując fantastycznymi, wegańskimi posiłkami. I właśnie podczas posiłków lubię obserwować ludzi. Z ukrycia, znad filiżanki kawy, ukradkiem patrzę jak toczy się „życie” przy stoliku obok. Siedzi małżeństwo. Na oko około pięćdziesiątki, zakładam wtedy w myślach, że dzieci odchowane, przyjechali odpocząć w góry. Siedzą naprzeciw siebie w milczeniu, w rzeczywistości niewielka przestrzeń między nimi, a mentalnie i duchowo lata świetlne. Zadumani, już nawet nie czuć napięcia żadnego, nawet tego związanego z pretensjami do samych siebie, może trochę żalu za te wszystkie trudne chwile, nierozwiązane tematy, które stoją ością w gardle – wzajemna niechęć pomieszana z odrobiną poczucia obowiązku, przynależności i potrzeby trwania w sferze komfortu. Chce mi się wyć!!!! Serio…. Przecież nie podejdę do nich i nie powiem: Halo, dzień dobry, budzimy się do życia! Gdzie Wasza energia, entuzjazm? Gdzie radość z codziennych, małych spraw?
Mają problem, którzy sami zbudowali, latami cegiełka po cegiełce budowali ten mur. Mur z wzajemnych pretensji, żali, kłamstw, nierozwiązanych tematów, niedokończonych spraw, nieprzespanych nocy i przepłakanych dni. Siedzą teraz zapatrzeni w nicość, a w głowie nieposkładane myśli dotyczące tego co dalej, lęku przed zmianą i udowadnianiem sobie samym w swojej skołowanej świadomości, że tak ma być, że tak jest im dobrze, że tak muszą żyć, że zmiana oznacza coś niedobrego…
Zmiana może być dobra!! Zwłaszcza taka, która wyrywa z marazmu, pozwala oddychać, widzieć, chłonąć i dotykać życie!!! A tak się dzieje jak się przebudzimy, znajdziemy cel i przestaniemy patrzeć na to, że nasze życie jest problemem, składa się z żali i złych emocji…. Całe życie się uczymy, do ostatnich naszych dni i zawsze mamy szansę wpłynąć na to, jak będzie wyglądać nasze życie na każdym etapie, bo to od nas samych zależy czy będziemy szczęśliwi czy nie!!! Nasza para ze stolika w Krynicy. Mogą pójść kilkoma drogami. Albo zaczną od nowa, zobaczą co jest negatywnego pomiędzy nimi, odrzucą to, zrozumieją, że zmiana na lepsze wymaga działania, starania, zaskakiwania, akceptacji, kompromisu i ciepła. Jeżeli zrozumieją to oboje w odpowiednim czasie to mają szansę naprawić to co nie działa, wyeliminować smutek z własnego życia i cieszyć się tym co życie daje. Nie zależy to od jednej osoby – muszą w tych działaniach być razem, jak dwie półkule naszego mózgu, jak dwie dłonie… jak jedna nie zadziała, jak nie chce zmiany… to nie warto. Wierzcie mi, że nie warto walczyć w wiatrakami, szarpać się usiłując złapać wiatr w żagle, kiedy pogoda bezwietrzna. Cięgle wierzyć, że zawieje, choć plany i prognozy nie wróżbą nawet małego zefirka… Albo mogą… pożeglować dalej, własną drogą, w inne, nieznane jeszcze sfery, obszary, w których czeka na nas coś nowego, nieodkrytego, ale kuszącego, fantastycznego 🙂
Bo moja definicja problemu jest inna, jest moja i przez lata do niej dochodziłam. Problem w moim życiu rodzi się wtedy kiedy działam wbrew sobie, kiedy nie postępuję zgodnie z tym co czuję, kiedy nie idę za radą swojej intuicji. Kiedy rozumowo podchodzę do tematów, które muszę ogarnąć, kiedy rozsądek przezwycięża moją wewnętrzną drogę i poczucie tego jak mam postąpić. Jest mi ciężko i źle kiedy ścieżkę mojego życia próbuję nagiąć do wyimaginowanych społecznych zasad, obawiam się tego jak moje postępowanie zostanie ocenione przez innych, czy im się to spodoba czy nie. Szanuję ludzi bardzo i nigdy nie chcę nikogo skrzywdzić, ale nikt kto jest obok mnie nie będzie ze mną szczęśliwy, jeżeli ja nie będę również! Ciężkie sytuacje w życiu pojawiają się każdego dnia. Naszym zadaniem jest to, żeby się nimi zaopiekować, posegregować, poukładać na odpowiednich półkach z napisem pilne, mniej pilne, super trudne i mniej trudne. A potem je ogarnąć, zarządzić nimi, posprzątać, wyprostować. Nie można ich zostawić tak, żeby żyły własnym życiem. Owszem, niekiedy trzeba poczekać na odpowiedni moment. Zostawić sytuację, aż życie podsunie rozwiązanie, pokaże sposób, może kierunek czy ścieżkę. Ale wtedy trzeba koniecznie domknąć temat, wyprostować, zakończyć, pozytywnie przyklepać. Ale nie można wiecznie czekać, że samo się ułoży. W życiu nic się samo nie układa…
Kieruję się w życiu intuicją, tak jak napisałam – to jest podstawa mojej codzienności, tak podejmuję decyzje, tak współpracuję, żyję i ogarniam moją rzeczywistość. I jeszcze jedno. Szukam pozytywów, w każdej sytuacji, w każdym dniu, w którym przychodzi mi się borykać z koleją sprawą, która definiowana jest jako trudna czy poważna. Nie neguję tego co mnie spotyka, nie próbuję z tym walczyć tylko zaopiekować się tym. Nauczyłam się też, że żal do życia czy do innych ludzi, których spotykamy na swojej drodze jest złym doradcą. Negatywne uczucia, z jakiejkolwiek przyczyny są w nas, nie pomogą nam w uwolnieniu się od problemów. One tylko potęgują w nas poczucie bezsensu, złości i pretensji do życia. A przecież szczęście to stan, w którym nie ma nic co burzy nasze poczucie zadowolenia, tak? Szczęście to stan kiedy nie ma problemów, nie czujemy złości, urazy, niechęci, nie życzymy innym źle. Kiedy my sami czujemy, że nasze życie jest stabilne, czujemy się dobrze. Dlatego tak ważne jest to, żeby negatywne uczucia pozostawić daleko za sobą, bo nasze szczęście zależy tylko od nas samych! My zarządzamy swoimi problemami i negatywnymi uczuciami! Problemami możemy się zaopiekować, ogarnąć, zarządzić, a negatywne uczucia wyrzucić. Można się tego nauczyć, zapewniam 🙂 Można dobrze życzyć naszym przeciwnikom, można wybaczyć, można zapomnieć. Nawet trzeba – dla nas samych! Żeby przeskoczyć problemy, żeby poszukać rozwiązań, żeby odnaleźć swoją drogę!
Pamiętacie mój artykuł z początku roku 2016? O tym, że to będzie świetny rok? Mamy sierpień i podpisuję się pod każdym słowem, które wtedy napisałam 🙂 Co więcej! Potwierdzam, że ten rok jest wyjątkowy! W całej swojej rozciągłości, w gamie fantastycznych zdarzeń, podjętych decyzji, w barwnych sytuacjach i postaciach, które miałam i mam możliwość spotkać na swojej drodze. Mogłabym dopisać kilka nowych „kropek” z kolejnymi powodami, dla których budzę się i uśmiecham do siebie w duchu każdego dnia. Wiem, że to ogromne szczęście, że tak właśnie mam. Wiem też jak wiele z tego, że tak waśnie mam zawdzięczam sobie i mojemu pozytywnemu nastawieniu do życia i ludzi!!!
Wiem, że w tym roku zyskałam też coś czego nie umiałabym zastąpić niczym innym w przypadku, gdyby dane było mi to stracić… ale jestem tu i teraz! Szczęśliwa, mocno osadzona w teraźniejszości, silna, zmotywowana i niepoprawnie optymistyczna. A może życie ma już dla mnie swój mały plan na przyszłość? Nie wiem…. Na razie przeskakuje problemy! Głową niemalże dotykając chmur 🙂
I jeszcze optymistyczny dodatek specjalny dla tych co powtarzają w kółko, że się nie da!
Austria. Listopadowy wypad narciarski. Z powodu silnego wiatru wyciąg narciarski drugi dzień nie działa…
Mimo to Grześ jeździ na krzesełku… a Ania z Monią na kanapie 🙂
Dużych sukcesów w przeskakiwaniu problemów życzy JOLMOSIA!
Swietny tekst 🙂 moc pozytywnych uscisków :-*
Drugi dzień myślę jak tu mądrze, zabawnie, błyskotliwie i inteligentnie skomentować…. i nic!!!
Może tak: jest mądrze, zabawnie, błyskotliwie i inteligentnie:) warto przeczytać:)
Pięknie Asiu??